Etykiety

niedziela, 23 czerwca 2013

Wreszcie mogę pokazać...

Witajcie
Jak w tytule wreszcie mogę pokazać moje nowe okno a właściwie odnowione okno w kuchni. Oj długo na to czekałam, ale kiedy mój M zrobił parapet mogłam umyć okno i zawiesić już moje nowe zazdrostki, które zrobiła solidna firma w postaci Dorotka, której prace możecie podglądnąć na jej blogu. Same zazdrostki od momentu zamówienia Dorotka wykonała bardzo szybko, ale nie chciałam ich pokazywać na niewykończonym oknie. A teraz zdjęcia.







To zdjęcie robiłam wieczorkiem i chciałam żeby było dobrze widać tą zawieszkę z motylami, którą też już bardzo dawno zakupiłam i czekała na swoją porę i wreszcie jest. U samej góry aniołek, ale już nie pamiętam skąd go mam i też doczekał się swojego miejsca.


Na tym zdjęciu para króliczków, które dostałam od Izy ( www.szycieizabell.blogspot.com) za to, że włączyłam się do akcji zbierania nakrętek plastikowych na cel charytatywny. Było to dość dawno i już zapomniałam o tym, a tu listonosz przynosi paczuszkę, a w niej takie oto przesłodkie królisie. A stoją sobie na serwetce też zrobionej przez Dorotkę, która w prezencie zrobiła mi dwie takie serwetki.

No dobra, a teraz się chwalę. Parę dni temu miałam u siebie mojego wnuczka Kubusia i oglądałam z nim coś na kompie, a były tam m.in. koniki i  on na to Babciu kup mi takiego konika. A ja na to, a może Ci zrobię konika ( niewtajemniczonym donoszę, że jestem na fali robienia różnych zabaweczek, bardziej eksperymentuje, ale któż to wie). A wnuczek na to tak babusiu zrób mi takiego konika. I co? Kubuś poszedł spać, a ja?
 jak obiecałam tak zrobiłam. Inspirowałam się blogiem Erici z tym, że jej konik ma dwie nogi a mojego zrobiłam z czterema by mógł stać. I oto on, muszę przyznać nieskromnie, że jestem z niego bardzo dumna bo to mój pierwszy zwierzak, jakiego zrobiłam i to stojący.



I to by było na tyle, ostatnie upały dały mi nieźle w kość, chyba się starzeję, bo kiedyś tak bardzo ciepło mi nie przeszkadzało, a teraz się męczę i na dodatek łapnęłam choróbsko. 
Po tygodniowej przerwie wracam do pracy ( tej zawodowej), a tak mi się nie chce, no cóż z czegoś trzeba żyć, a wiadomo jak się żyje z rękodzieła. Nie poddaję się jednak, mam jeszcze trochę zaległych prac do pokazania, ale to innym razem. Witam nowych obserwatorów, pozdrawiam starych zaglądaczy i bardzo dziękuję choćby za najmniejszy komentarz i do następnego.





wtorek, 11 czerwca 2013

Niepoprawna

Niestety jestem niepoprawna, znowu tak długie milczenie, ale tym razem mam powód. Przez przeszło miesiąc miałam u siebie syna  z synową z dzieciaczkami - drobiniec i miałam bardzo ograniczony czas na wykonywanie  prac, ale coś tam udłubałam. Poza tym zaczął się okres kiermaszowy i mam przez to mniej wolnego czasu, którego jak każda/każdy ma na lekarstwo.
Dzisiaj dwie prace jeszcze sprzed "urwania głowy", które zrobiłam dla siebie a mianowicie od dłuższego czasu cierpiałam na chronicznie mało miejsca do powieszania kurteczek, płaszczyków itp, więc zrobiłam sobie wieszaczek do przedpokoju. Był robiony od zera, mój M przytachał kawałek deski z budowy po szałunkach ( chyba tak to się pisze) pięknie mi ją przyciął i oszlifował a potem ja zaczęłam malować lakierobejcą, potem bieliłam, ale nie białym akrylem a kością słoniową. Po wyschnięciu szlifowanie do zadowalającego mnie efektu i dopiero motyw, który zawładnął moim sercem do reszty. Na koniec przymocowałam wieszaczki i ........ta-dam





W zbliżeniu


w całej okazałości




I jeszcze jedna praca, chciałam wypróbować przeniesienie zdjęcia z plakatu na deskę metodą transferu.
A ten plakat to z reklamy występu zespołu Riffertone w którym śpiewa mój syn a gra na gitarze mój bratanek i to jego twarz postanowiłam przenieść na deseczkę.
Deskę pobieliłam, nałożyłam grubą warstwę kleju i prawą stroną przykleiłam do deski. Na drugi dzień namoczyłam motyw i delikatnie ścierałam warstwę papieru aż doszłam do motywu, który się pięknie zachował na desce.



Oczywiście na końcu trochę postarzyłam i gotowe. Zdjęcie na deseczce poszło w prezencie do bratanka. Następne będzie dla syna.

I na koniec trochę prywaty, zostawiam Was z muzyką zespołu Riffertone i do następnego.